Wodzisławianin studiował filologię angielską w Raciborzu, a posługiwanie się tym językiem sprawiało mu zawsze wiele przyjemności. Chciał szlifować angielski i wtedy trafił na ulotkę informującą o pracy wakacyjnej w Stanach Zjednoczonych. - Zawszę marzyłem, by zobaczyć ogrom Nowego Jorku, piękno Wielkiego Kanionu, by poopalać się na pięknych plażach Kalifornii. W 2013 roku zapisałem się do programu Work and Travel. Stany zapoczątkowały moją miłość do podróży. Złapałem bakcyla. To było to, co chciałem robić – mówi Robert Roszak.
Szukał przygód, znalazł miłość
Życie na walizkach z dala od rodziny nie jest łatwe, ale kiedy ma się towarzysza, który podziela te same zainteresowania, wszystko wydaje się prostsze. Podczas podróżowania wodzisławianin nie tylko spełnia swoje marzenia, znalazł też drugą połówkę. Z Karoliną osobiście poznali się w USA, a że był to jej pierwszy wyjazd, na internetowych forach szukała porad doświadczonych w tym temacie osób. Tak trafiła na Roberta. Z biegiem czasu ich wirtualne rozmowy schodziły na inne tory niż pierwotne „doradztwo”, a w USA połączyło ich silne uczucie. Od tego czasu zwiedzają wspólnie. USA, Meksyk, Kanada, Tajlandia, Malezja i Singapur nie mają już przed nimi tajemnic. Obecnie pracują w Nowej Zelandii, ale już jeżdżą palcem po mapie i obmyślają plany na następne podróże. W październiku zwiedzą jedną z 15 Wysp Cooka położonych na południowym Oceanie Spokojnym w Polinezji - Rarotongę. – Ta mała wyspa, z piaszczystymi plażami i lazurową wodą, ze względu na podnoszący się poziom wody w oceanach może za kilka lat zniknąć z powierzchni. Dlatego tym bardziej chcielibyśmy zobaczyć ten kawałek raju – tłumaczy Robert. W każdym kraju, który zwiedzili, mogliby zostać na stałe. W Kanadzie ujęli ich przyjaźni ludzie i prostota załatwiana spraw w urzędach, w Tajlandii tamtejsza kuchnia i rajskie plaże, z kolei w Nowej Zelandii klimat. Mogliby, ale po co, skoro tyle jest jeszcze do zwiedzenia. - Korzystając z tego, że jesteśmy młodzi, chcemy zobaczyć i lepiej poznać świat – mówią zgodnie.
Życie na walizkach
Niektórzy mogliby stwierdzić, że ich życie to wieczne wakacje. Możliwość zwiedzania pięknych miejsc, dotarcia do odległych zakątków świata, czy zawierania międzynarodowych znajomości powoduje, że ludzie nie dostrzegają drugiej strony medalu. - Dążenie do celu nie raz wymagało od nas długich godzin pracy, wielu wyrzeczeń i naprawdę dobrej motywacji. Życie w podróży nauczyło nas pokory, odpowiedzialności i samodyscypliny. Jesteśmy świadomi tego, że w życiu nic nie przychodzi łatwo, gdyż niejednokrotnie się o tym przekonaliśmy. Praca, którą podejmujemy za granicą, nie zawsze jest naszą wymarzoną, lub taką, którą wykonywalibyśmy z uśmiechem na twarzy, lecz umożliwia nam spełnianie naszych podróżniczych marzeń. Za każdym razem, kiedy kupujemy bilety lotnicze, jesteśmy z siebie bardzo dumni, bo pokonaliśmy napotkane trudności – tłumaczy Robert Roszak. Życie na walizkach do łatwych nie należy także ze względu na rozłąkę z rodziną. Na szczęście rodzice wspierają młodych podróżników, a nowe technologie umożliwiają kontakt z niemalże każdego zakątka świata. - Trzeba przyznać, że omija nas wiele miłych chwil - święta i uroczystości rodzinne, czy śluby i urodziny znajomych. Dzielimy ich radość mimo tylu kilometrów. Kiedy przyjeżdżamy do Polski, staramy się nadrobić zaległości i spędzać czas z rodziną i znajomymi – mówi wodzisławianin.
Para w podróży
Podczas wyjazdów podejmuje się różnych prac zarobkowych, choć nierzadko bywają trudności w znalezieniu jakiegokolwiek zajęcia. W Nowej Zelandii pracował m.in. w fabryce warzyw i był odpowiedzialny za sprawdzanie jakości produktu. On sam twierdzi, że Polacy są postrzegani jako ludzie pracowici. A Polska? - W Nowej Zelandii część osób nie słyszała o istnieniu naszego kraju, w USA niektórzy myśleli, że Europa to tylko Niemcy i Rosja. Tajlandczycy natomiast uśmiechali się miło z widocznym zdezorientowaniem, a Kanadyjczycy mówili do nas „spasiba”. Oczywiście są to tylko odosobnione, lecz autentyczne przypadki. Kilka razy zdarzyło się, że w odpowiedzi na słowo Poland od razu padało imię Jan Paweł II – opowiada podróżnik.
Mając styczność z tyloma ludźmi innych narodowości, trzeba znać jakiś język obcy. Robert i Karolina posługują się angielskim, ale planują szybki kurs języka hiszpańskiego. – W Meksyku przez brak znajomości języka daliśmy się kilka razy oszukać, poza tym chcemy bez przeszkód i barier językowych odkrywać piękno krajów Ameryki Południowej – tłumaczy.
Śmieją się, że są przywoływani przez miejsca, które chcą zwiedzić. Przeglądając zdjęcia w Internecie, są niejako zwabiani ich bogactwem, kolorami, bijącą z nich wielokulturowością, czy klimatem. Część zwiedzonych już miejsc marzyła im się od dawna. – Co mógłbym polecić? Na pewno Wielki Kanion, Golden Gate w San Francisco, Empire State Building w Nowym Jorku. Wspomnieniami chętnie wracamy do Kanchanaburi w Tajlandii, gdzie spędziliśmy dzień w sanktuarium dla słoni, pięknych Gór Skalistych w Kanadzie czy gorących plaż w Meksyku – mówi z nostalgią w głosie wodzisławianin.
Robert Roszak wraz z towarzyszką podróży prowadzą bloga www.acoupleaway.wordpress.com, gdzie nie brakuje zdjęć ukazujących piękno i różnorodność miejsc, które odwiedzili. – Żaden ze mnie fotograf-profesjonalista, ale staram się być coraz lepszy – mówi skromnie. - Fascynuje mnie również wszechświat, dlatego podczas pobytu w USA zwiedziłem Centrum Kosmiczne im. Johna F. Kennedy’ego i obserwatorium Griffith w Los Angeles, w którym znajduje się bardzo dużo wystaw związanych z kosmosem i naukami ścisłymi – dodaje.
Choroba morska i uwięzienie na wyspie
Jak podróże, to przygody. Historie śmieszne, ale też te przyprawiające o zawrót głowy. - Zawsze coś się dzieje, więc nie narzekamy na nudę. Sytuacja, z której teraz się śmiejemy, chociaż wtedy wcale nam do śmiechu nie było, to pierwszy dzień Karoliny w Kanadzie. Czekała na mnie w umówionym miejscu półtora godziny w zimny, listopadowy wieczór w centrum Calgary, kiedy ja próbowałem rozeznać się w sieci jednokierunkowych ulic w godzinach szczytu. Nie mając żadnej możliwości komunikacji, bo Karolina zostawiła komórkę w aucie, zrezygnowany postanowiłem udać się na miejsce pieszo – wspomina.
Kolejne historia dotyczy wyspy Tioman w Malezji. Samo dotarcie tam już dostarczyło podróżnikom wielu wrażeń. Przeprawa łódką, która powinna trwać maksymalnie dwie godziny, im zajęła cztery i pół. - Noc i sztorm spowodowały, że wszystkim zaczęła doskwierać choroba morska. Zrobiło się groźnie, kiedy w pewnym momencie łódź zaczęła nabierać wody i ktoś z załogi rzucił nam kamizelki ratunkowe mówiąc, że przez to musimy stać w miejscu, żeby ją wypompować - mówi. Na szczęście dopłynęli na wyspę, ale na tym kłopoty się nie skończyły, ponieważ z powodu złych warunków atmosferycznych, wszystkie promy zostały odwołane na czas nieokreślony i nikt nie miał możliwości wydostania się z wyspy. - Uwięzieni zostali wszyscy turyści! Wielu z nich musiało przebukować swoje loty na późniejsze terminy. Dzięki interwencji właścicieli hoteli do rządu, z pomocą przybyła marynarka wojenna, która po kilku dniach sztormu zapewniła bezpieczny powrót na ląd. My uniknęliśmy dodatkowych kosztów i kłopotów związanych ze zmianą biletów lotniczych – opowiadają.
Podróżniczych planów na przyszłość im nie brakuje. - Chcielibyśmy wspiąć się na Kilimandżaro, zatracić się w Machu Picchu, zobaczyć zorze polarną – wymieniają jednym tchem. Jak zapewniają, będą wytrwale dążyć do ich realizacji, choć nie ukrywają, że chcieliby znaleźć sponsora lub osobę zainteresowaną współpracą. Wtedy spełniłoby się ich kolejne marzenie – by podróże stały się ich sposobem na życie. - Pragniemy podróżować, by potem móc dzielić się naszymi relacjami z podróży, zdjęciami, przygodami i wiedzą – puentuje Robert Roszak.
źródło: Gazeta Wodzisławska