#tworzyMYwodzisław: ojciec Arkadiusz Sosna

Tu się urodził, wychował, uczył. W Wodzisławiu Śląskim, a dokładniej w dzielnicy Radlin II, mieszkał aż do wyjazdu na studia. Czas ten na zawsze pozostawi w sercu Ojca Arkadiusza Sosny, bohatera cyklu #760lat #tworzyMYwodzisław, miłe wspomnienia.

Był uczniem Szkoły Podstawowej nr 17 , później uczęszczał do I Liceum Ogólnokształcącego. Zdecydował się na profil humanistyczny, choć jego wybór nie był do końca zrozumiały dla innych. – Który normalny chłopak szedł w tamtych czasach do liceum? Wszyscy wybierali szkołę górniczą lub technikum mechaniczne. Znajomi zastanawiali się, co będę robić po takiej szkole – śmieje się ojciec Arkadiusz. Jemu z kolei zależało, by uczyć się łaciny, miał już bowiem pewien plan związany z wstąpieniem na drogę kapłaństwa. Co do końca przekonało go, że słusznie czyni? – W dzieciństwie miałem takie wyobrażenie, że ksiądz nie ma zbyt dużo obowiązków. Na katechezę chodziło się do salek przy parafii, więc nigdzie się nie musiał wybierać. W tygodniu miał zawsze dzień wolny, a kto wtedy mógł sobie pozwolić na taki luksus – odpowiada pół żartem, pół serio ksiądz. – A poza tym, zawsze imponowało mi, jak ksiądz przywdziewał te piękne szaty, i te kolory – zielone, złote – dodaje z fascynacją w głosie. Na jego decyzję wpływ miała też dobra relacja, jak zawiązała się między proboszczem a wikariuszami. Możliwość obserwacji takiej budującej współpracy w swojej parafii była kolejnym bodźcem do tego, by zacząć myśleć poważnie na ten temat. Imponowali mu także księża, którzy jeździli na misje. – Zawsze interesowały mnie podróże. Jeden z moich dalszych członków rodziny był werbistą. Kiedy Ojciec Konrad Kozioł wracał z dalekich zakątków świata, zbieraliśmy się i słuchaliśmy jego opowieści z Indii czy Afryki. Pachniało wtedy przygodami, a tu nie było takich możliwości wyjazdów – wspomina.

Ojciec Arkadiusz podkreśla, że w życiu istotne są trzy rzeczy. – Kościół, remiza, czyli straż pożarna i boisko. W każdej parafii wokół tego trójkąta kręci się życie – mówi z właściwym sobie poczuciem humoru. – Tak było też u mnie. Strażakiem nigdy nie byłem, ale miałem wielu kolegów, którzy służyli w jednostce. Do dziś utrzymujemy kontakt, więzi pozostały – mówi Ojciec i dodaje, że ze znajomymi z liceum ma okazję zobaczyć się podczas spotkania klasowego, które organizują z okazji 35 lat po maturze. 24 czerwca był dla niego dniem szczególnym nie tylko z tego powodu. Wtedy też został wyróżniony podczas obchodów 110.lecia istnienia OSP Radlin II za 25 lat kapłaństwa. Właśnie z tej okazji dzień później odbyła się uroczysta msza św. w kościele Marii Magdaleny.

Kiedy tylko czas mu na to pozwala, odwiedza swoje rodzinne strony. – Czasami udaje się to nawet trzy razy w miesiącu, innym razem raz na cztery miesiące. Na pewno teraz, gdy przebywam w Warszawie, mogę być tutaj częściej, niż gdy mieszkałem zagranicą – tłumaczy. Dodaje też, że zawsze, gdy jest na Południu Polski, budzi się w nim nostalgia i wspomnienia. Szczególną sympatia darzy wodzisławską starówkę. – Uwielbiam spacery po rynku, wiele wspomnień łączy mnie z tym miejscem, szczególnie z okresu liceum. Gdy przyjeżdżam do rodzinnego miasta, to najpierw jadę przywitać się z mamą, a następnie, bez względu na porę, spaceruję po rynku – mówi Ojciec.

Jakie jest najważniejsze hobby Ojca Arkadiusza? – Piłka nożna – odpowiada bez wahania. Na swoim profilu facebookowym często udostępnia informacje na temat klubu Górnik Zabrze. – Ten klub upodobałem sobie najbardziej, choć kibicowanie Górnikowi w Warszawie jest dość ryzykowne – śmieje się Ojciec. Uwielbia też podróże i muzykę klasyczną. Lubi spędzać czas z dobrą książką. Z ulubionych wymienia biografie, a także od kilku lat poezję, szczególnie księży: Jerzego Szymika, Jana Twardowskiego czy Janusza Pasierba. Czyta też Juliusza Słowackiego.

Ojciec Arkadiusz Sosna jest krajowym duszpasterzem Ruchu Szensztackiego, międzynarodowego ruchu katolickiego, którego celem jest aktywne apostolstwo i aktywizacja katolików świeckich w dziele głoszenia nauki Jezusa Chrystusa.

 

źródło: Gazeta Wodzisławska