#tworzyMYwodzisław: Kazimierz "Kosa" Rychlikowski

Pierwszy zestaw do tatuażu lutował przez 18 godzin. Z poparzonymi rękami trafił do szpitala, bo nie wiedział, jak to się robi. Dziś klienci do wodzisławskiego studia tatuażu Speak In Color prowadzonego przez Kazimierza "Kosę" Rychlikowskiego przyjeżdżają nawet z Kanady. "Kosa" to bohater kolejnej odsłony jubileuszowego cyklu #tworzyMYwodzisław.

Znalazłem pomysł na siebie

Tatuażem zainteresował się w bardzo młodym wieku. Ta trwająca po dziś dzień fascynacja zaczęła się od kapel rockowych i metalowych, których charyzmatyczni muzycy często tatuowali swoje ciała. - Miałem wtedy może z czternaście lat. Szanowałem tych artystów, a tatuaż był nieodłączną częścią tychże postaci. Zacząłem kupować branżowe pisma, ściągałem je z zagranicy, bo na polskim rynku nie były dostępne - wspomina Kazimierz "Kosa" Rychlikowski. - To nie był jeszcze XXI wiek, gdzie w księgarniach jest wszystko - dodaje z uśmiechem.

Sukcesywnie rozwijał swoje zainteresowanie sztuką, z naciskiem na graffiti, rysunek i malarstwo. Co poniekąd miało związek z tym, że jego ojciec był rzeźbiarzem, a stworzone przez niego działa przypadły młodemu Kazikowi do gustu. Zaś tatuażu pociągał, bo był tematem tabu. - Nie uważałem, że to coś złego. Szybko zrozumiałem, że tatuaż nie definiuje czy ktoś jest zły czy dobry. Nie myślałem stereotypowo, nie uważałem, że tatuaż przypisany jest osobom z marginesu. Wiedziałem, że tak nie jest. Dlatego też nie miałem żadnych barier, by rozwijać się w tym kierunku. Ćwiczyłem, rysując żółwie Ninja, bo przecież byłem wtedy dzieckiem - opowiada. - Wciąż słyszymy pytanie czy tatuaż jest sztuką. Broniłem pracy dyplomowej w tym zakresie i udowodniłem w niej, że owszem, może nią być. Wiele zależy od podejścia. Tatuaż może być rzemiosłem, może być usługą, ale z całą pewnością może być sztuką - zaznacza wodzisławski tatuażysta.

Samodzielne próby

Pierwszy tatuaż zrobił na sobie. Było to o tyle trudne do wykonania, bo brakowało fachowego sprzętu - jednorazowych i zróżnicowanych ze względu na zapotrzebowanie zestawów. Taki sprzęt należało wykonać sobie samemu. Lutować zestaw igieł, bardzo precyzyjnie, gdzie każdy milimetr miał znaczenie, przez co była to czynność bardzo pracochłonna. - Pierwszy zestaw lutowałem przez 18 godzin. Z poparzonymi rękami trafiłem do szpitala, bo nie wiedziałem jak to się robi. Takie był moje początki. Nikt wtajemniczony nie chciał podzielić się ze mną wiedzą, tatuażyści tworzyli dość hermetyczną grupę, do której nie każdy mógł dołączyć - wspomina Kazimierz "Kosa" Rychlikowski. Do wszystkiego dochodził sam, pierwsze tatuaże robił na sobie i dobrych znajomych, którzy świadomie się na to decydowali. Specjalnie wykonywał je za jasne, bezpiecznie, by za jakiś czas móc poprawić ich ostateczny wygląd. Ścieżkę swojego życia wybrał jako nastolatek, mając 17 lat wiedział, że będzie tatuować. Była to wyboista droga. Pracował dorywczo, by zarobić na fachowy sprzęt do tatuażu, w dwa lata takiego się dorobił.

Tatuażysta musi mieć konkretną wiedzę, przede wszystkim z zakresu higieny, bowiem ingeruje w ciało człowieka. - Przygotowywałem się do tego merytorycznie. Kiedyś narzędzia traktowało się tak, jak sprzęt do zabiegów chirurgicznych. Czyściło, dawało do autoklawu z testami, sprawdzało czy jest sterylne. Teraz jest o wiele łatwiej, można zamówić dowolne konfiguracje wysterylizowane i jednorazowe. Poszerzałem wiedzę na temat zdrowia, bo tatuując trzeba mieć pojęcie chociażby o chorobach skóry, no i przede wszystkim rozwijałem się artystycznie - akcentuje właściciel Speak In Color. - Jeździłem na konwencje tatuażu, obserwowałem co robią inni. Nie miałem jednak mentora, stąd nauka ta trwała dość długo. Początkowo jeżeli nie wychodziła linia, nie wiedziałem, czy problem leży w źle polutowanej igle czy w tym, że źle ułożyłem rękę, czy wynika z tego, że klient ma przesuszoną skórę. Uczyłem się na własnych błędach, dlatego na początku tatuowałem bezpiecznie - podkreśla raz jeszcze.

Pasja profesją

Z czasem zaczął rysować dosyć charakterystycznie, wyróżniał się spośród innych, co zauważyli ludzie z branży. Pojawiły się konkretne propozycje pracy. Prawie równolegle zgłosiło się szkockie studio tatuażu oraz Tomek Gaca z rybnickiego studia Art-line, który także widziałby wodzisławskiego tatuażystę w swoi składzie. Wodzisławianin skorzystał z obydwóch okazji. W Szkocji zdobył ciekawe doświadczenie, a z Tomkiem Gacą współpraca przedłużyła się na kilka lat.

Kariera pasjonata rozwinęła się na dużą skalę. Przykładowo tatuował w większości europejskich krajów, był w Singapurze, w Kanadzie, zaś w Japonii, kolebce tatuażu, spotkał się z mistrzem Horiyoshi III, o którym wspominał w pracy dyplomowej. Był obecny na wielu konwencjach organizowanych w Polsce, jak i zagranicą. Przed nim wyjazd do Korei Południowej.

Zdobyte doświadczenie zaprocentowało otworzeniem własnego studia tatuażu w Wodzisławiu Śląskim. - Pochodzę stąd. Klienci przyjeżdżają do nas z całej Polski. W zeszłym roku miałem na przykład osobę z Kanady, która przyleciała specjalnie do nas. To, gdzie działa studio nie ma większego znaczenia. Zresztą innego miejsca nie brałem pod uwagę, chciałem zostać w sowim rodzinnymi mieście. Można powiedzieć, że jestem totalnym lokalnym patriotą - mówi z uśmiechem. - Chciałem pokazać, że w małym mieście też wiele można. Nie miałem się czego bać, klientów poumawianych miałam już na parę miesięcy do przodu. A im było obojętne to, gdzie przyjadą, ważne, że do mnie. I czuję wielką satysfakcję z tego powodu, że doceniają to, co robię - dodaje.

Podstawa to rozwój

Jak zaznacza, istota tatuażu tkwi w ciągłym rozwoju i na to stawiają. Studio Speak In Color działa na trzech polach. Usługowo wykonuje rzeczy w ich rozumieniu proste, zazwyczaj na zlecenie klienta. Pomagają w wyborze, doradzają, by tatuaż był dopasowany anatomicznie i wyglądał dobrze. Wszak to decyzja na całe życie. Jeśli klient daje im trochę swobody, przemycają w tatuażu swoją stylistykę. To rzemiosło. Natomiast w pełni realizują się, gdy klient daje im zupełną swobodę w doborze kompozycji i wykonaniu tatuażu. Takie zadania realizują najchętniej i najczęściej. Wodzisławskie studio wyróżnia się tym, że tworzy w zdecydowanej większości autorskie tatuaże.

- Osobiście lubię tematy związane z surrealizmem, nierzeczywiste postaci, kosmos, spirytystyczne rzeczy. Kreuję coś od podstaw, tworzę, więc w moim odczuciu to, co robię jest sztuką - mówi wodzisławianin i dodaje, że najstarszą osoba, którą tatuował był mężczyzna w wieku 87 lat. - W tym co robię, nigdy nie chodziło mi o kasę, ale w pewnym momencie zrozumiałem, że muszę na tym zarabiać. Okazało się, że nie mogę pracować gdzie indziej i dobrze tatuować. Pasji musiałem poświęcić się całkowicie i tej decyzji nie żałuję. Żartuję sobie, że nie pracuję odkąd zacząłem tatuować - dodaje.

Studio działa prężnie, co jest zasługą zgranego zespołu profesjonalistów. Każdy z tatuażystów ma określony charakter, swoją specyfikę, tworzy we właściwym dla siebie stylu. Studio funkcjonuje od czterech lat. Kazimierz Rychlikowski kalendarz zapełniony ma do końca października, a reszta składu ma terminy zajęte na trzy miesiące do przodu. Nie ma ściśle określonego cennika, dokładnie taki sam tatuaż zrobiony w innym miejscu może być droższy lub tańszy. Chodzi o charakterystykę skóry. - Zaczynamy od 250 zł. to jest minimum. To suma, na którą składa się kilka czynników, w tym sterylność, przygotowanie stanowiska jednorazowo, opłacenie podatków, ściągnięcie pigmentów profesjonalnych, hypoalergicznych, nierakotwórczych z atestami. Tatuaż jest z nami przez całe życie, zatem jakość tych pigmentów ma znaczenie. Reszta to nasza wiedza, projekt i to, co dajemy od siebie - mówi "Kosa".- Z klientami konsultujemy się mailowo, bardzo wnikliwie. Ważną rolę w tym odgrywa mój współpracownik Paweł, moja prawa ręka od spraw organizacyjnych. Każdy z nas inaczej tatuuje, klienci zaznaczają u kogo chcą się tatuować, albo mówią co chcą, wysyłają projekt, przedstawiają swoją wizję, co automatycznie przypasowuje ich do konkretnej osoby. Technicznie jesteśmy w stanie zrobić wszystko, ale jak nie czujemy się w jakimś temacie za dobrze, to odsyłamy do innego studia. Chodzi o to, by klient wyszedł z jak najlepszym tatuażem - podkreśla.

Zasady i zmiany

Nie wszystkie pomysły wodzisławskie studio realizuje, odradza tatuaż i odwodzi od pomysłu wykonania takich, które będą estetycznie źle wyglądać. - Odwiedził nas chłopak, który chciał wytatuować sobie oko. Z uwago na to, że pierwsze oczy ludzie wytatuowali sobie kilka lat temu, nie wiemy, jakie będą tego konsekwencje, dlatego odmówiliśmy. Szanujemy zdrowie klientów przede wszystkim. Nie możemy za bardzo ingerować w ich życie, ale próbujemy naprowadzać na właściwą decyzję. Tatuaże są dla osób pełnoletnich. Zachęcamy z pełnym przekonaniem, by korzystać ze studia profesjonalnego - mówi.

Podejście do tatuażu zdecydowanie się zmieniło. Tatuuje się cały przekrój społeczeństwa - zarówno osoby, te które pracują w biurach, w supermarketach, jak i właściciele dużych firm, a nawet osoby duchowne. Na wytatuowanych patrzy się raczej z ciekawością, a nie z pogardą. Topowych tatuażystów w Polsce jest około 50, w świecie słyną z dobrej ręki i talentu, który prezentują na konwencjach. A tych jest sporo, w kraju, jak i na świecie. To doskonała okazja, by nie tyle zdobyć nagrody, a pokazać swoje umiejętności. - Niestety tatuaż staje się produktem marketingowym, przyznam, że bardziej odpowiadała mi jego undergroundowa forma. A dlaczego? Prosty przykład - nie zawsze polubienia w mediach społecznościowych są wyznacznikiem dobrego poziomu. Świetni tatuażyści, którzy nie mają tak ułożonego marketingu, giną w tłumie bylejakości. Jak ktoś zna się na sztuce tatuażu to widzi różnicę, mniej zorientowani mogą być rozczarowani efektem końcowym. Oczywiście promocja nie jest czymś złym, ale musi iść w parze z autentycznością i umiejętnościami - zwraca uwagę Rychlikowski.

Z ideą tatuowania wychodzi się na zewnątrz, co potwierdza zainicjowana przez właściciela Speak In Color wystawa w wodzisławskim Muzeum - „Zapisane na skórze - sztuka tatuażu przez stulecia”, która cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem. Była to rzecz unikatowa i okazałą się strzałem w dziesiątkę. Zorganizowana wspólnie z miejskim Muzeum oraz z Pawłem Wojciechowskim, który tatuażem też interesuje się od strony antropologicznej, prowadzi gazetę "Tatuaż. Ciało i sztuka" i prywatne muzeum tatuażu w Gliwicach, skupiła wyjątkowe eksponaty.

- Przeszedłem szkołę życia. Na to, co mam zapracowałem sobie sam i to jest bez wątpienia powód do zadowolenia, bo znalazłem pomysł na siebie. Ale najbardziej dumny jestem z półtorarocznej córeczki i niezmiernie cieszę się z tego, że ją mam - puentuje z uśmiechem wodzisławski tatuażysta.

źródło: Gazeta Wodzisławska