#tworzyMYwodzisław: Kamil Witaszak

– Wodzisław Śląski to miasto, w którym się wychowałem. I każde miejsce przypomina o tym, że SWD to rodowód, którego nie należy się wstydzić – mówi Kamil Witaszak, aktor, człowiek wielu pasji. Jak rozwijała się jego kariera, gdzie szukał inspiracji? Przeczytajcie sami. To kolejna postać, którą prezentujemy w ramach cyklu #tworzyMYwodzisław.

W Twojej biografii wspominane są dwie pasje – teatr i taniec. Z jakich powodów ostatecznie swoją zawodową karierę związałeś z tą pierwszą?

Kamil Witaszak: Taniec. Zawsze mi w duszy grał. Nigdy się z nim nie rozstałem. Wciąż doskonalę swoje umiejętności w tym kierunku. Choć już nie w dziedzinie tańca towarzyskiego, od którego zaczynałem swoją taneczną przygodę. Pamiętam, jak z formacją tańca towarzyskiego Spin Wodzisław Śląski zdobyłem drugie wicemistrzostwo Polski. Teraz, bardziej inspirującym dla mnie kierunkiem w tańcu jest Kontakt-improwizacja, który według mnie niesie dużo większe możliwości eksploracji psycho-fizycznej. Ten rodzaj artystycznego ruchu pomaga mi w codziennych wyzwaniach na deskach Teatru Lalek Arlekin w Łodzi, gdzie bezlitosna w prawdziwości oceny, dziecięca widownia nie zadowoli się byle jakim brykaniem.

A dlaczego ostatecznie wybrałem teatr? Ciało, będące głównym tworzywem w pracy tancerza szybko starzeje się. Nawet przypadkowa kontuzja może nagle zakończyć tę piękną artystyczną podróż. A zawód aktora daje większe możliwości. Zarazem nie trzeba rezygnować z tańca. Dlatego łączenie pasji i uprawianie różnych form artystycznego wyrazu często przynosi niesamowite efekty i ogromne spełnienie.

Gdzie na początku szlifowałeś swoje aktorskie umiejętności. Kto szczególnie Cię inspirował?

– Mogę powiedzieć z całą pewnością, że z tej rzeki nieoszlifowanych kamieni wyłowiła mnie, nadając kierunek i pozwalając sprawdzić się na deskach, a raczej posadzkach zimnych kościołów i brukowanej ulicy, nieżyjąca już niestety, kochana pani Dorota Nowak, założycielka Teatru Wodzisławskiej Ulicy. Była to osoba szczególna, o wyjątkowej zdolności otwierania ludzkich serc. Nie chodzi tu tylko o grę aktorską i uwrażliwianie na wszelakie formy sztuki, bo to robiła nieustannie, lecz co najważniejsze – miała dar otwierania drogi duchowego rozwoju człowieka, z którym pracowała. Pamiętam, jak kiedyś powiedziała do mnie: „Kamilu, Boga nie interesuje Twoja nowa dziewczyna, samochód, czy sukces zawodowy. Jego interesuje Twoja relacja z nim.” Pani Dorotka widziała Boga w każdym człowieku. Kłóciła się z tym Bogiem, dyskutowała, prosząc o pełnię i wyciągając z każdego napotkanego człowieka to, co najlepsze. Wszędzie pozostawiała po sobie uśmiech i radość. Miałem wielkiego farta spotykając tak wielkoduszną postać w swoim życiu.

Jak wspominasz współpracę z Teatrem Wodzisławskiej Ulicy?

Teatr Wodzisławskiej Ulicy to przede wszystkim ludzie, którzy przewijali się przez ten teatr. Gwardia rozkrzyczanych, pełnych energii, chętnych do pracy poprzez zabawę ludzi. To zwracający na siebie uwagę, w sposób iście wybuchowy aktorzy. Sterowani przez najbardziej żądną prowokacji i osiągnięcia swego celu na scenie Dorotę Nowak. Nazywaną żartobliwie Panią Dorotką. TWU to przygoda, która zabrała mnie w podróż poprzez ciemne zakamarki pracy wewnętrznej, aż do wielkich, radosnych uniesień. TWU pokazał mi, że teatr to życie, w którym nie warto grać, a trzeba być sobą w stu procentach.

Jak to się stało, że Twoje serce skradły lalki? Skąd taki wybór?

– Lalki to był przypadek, który na początku wydawał się mega-nietrafiony. Wymagał ode mnie zmiany myślenia, albo raczej uruchomienia nowej funkcji w mózgu. Jak się okazało, lalki – to jedna z najbardziej wdzięcznych form teatralnych, pozwalająca na wyrażanie siebie w pełni. To właśnie teatr formy, w której dajemy życie przedmiotowi, bardzo zbliżył mnie do samego siebie. Czasem będąc na scenie odnoszę wrażenie, że sam jestem lalką, którą właśnie steruję. Paradoks tego zawodu polega na tym, żeby właśnie to „ja” odeszło na drugi plan, a życie otrzymała lalka. W konsekwencji, taka kreacja uświadamia mnie samemu, kim naprawdę jestem. W teatrze lalek gra się przede wszystkim dla dzieci, które nie kłamią. I jeśli aktor gra fałszywie, to odpowiedź w interakcji dziecięcej widowni jest dla niego miażdżąco-demaskująca. Jednak przede wszystkim, widząc wdzięczność i uśmiech najmłodszych widzów czuje się tę niezwykłą satysfakcję, o którą chodzi każdemu aktorowi na scenie. To ogromna wartość.

Co w sztuce zajmuje Cię szczególnie i co daje Ci możliwość obcowania z nią na co dzień?

– Zauważyłem, że każdy z nas zajmuje się najczęściej sobą, własnymi potrzebami. I moją potrzebą było uwolnienie się od starych schematów, które niejako w spadku dostałem po rodzicach, które to nie raz przeszkadzały mi we właściwym funkcjonowaniu w dorosłym życiu. Dlatego postanowiłem – a było to w 2014 r. – gruntownie przebudować samego siebie! I to właśnie okazało się być sztuką codziennego życia. Zaczęło się od kursu samodyscypliny, poprzez ustawienia hellingerowskie, medytacje, Yogę, Ayahuascę, Żabę-Cambo, itp. Jednak największym chyba impulsem do zmian było moje przeczucie prawdy w tym, co niesie z sobą nauka Jezusa. Te wszystkie poczynania odmieniły moje życie, kierując je bardziej w stronę duchową. Naocznym, a zarazem artystycznym wynikiem tej duchowej przemiany jest spektakl teatralny zatytułowany „Jaki Taki”, stworzony wspólnie z reżyserem Jarosławem Figurą z Lublina. Jak mówi reżyser: „Jaki Taki – jest, wciąż pyta i błądząc w życiu, szuka odpowiedzi: Jak żyć i po co? Jednak chcąc poznać sedno życia, trzeba się oczyścić. Wyrzucić z siebie to wszystko, co boli. Usłyszeć szepty naszego sumienia”. To bardzo osobisty spektakl (który wspólnie z reżyserem próbowaliśmy uniwersalizować, by dotyczył każdego widza), w wielkiej prawdzie pokazujący proces oczyszczenia. Oczyszczenia, które ciągle trwa.”Jaki Taki” w obecnym momencie mojego życia, to też sposób na moją terapię. Terapię poprzez sztukę, dotykającą tych najtrudniejszych momentów w życiu, jakie mnie spotkały. Próby ciągłego ulepszania spektaklu o samym sobie dają mi możliwość kontemplowania istnienia, godzenia się z prawdą i akceptowania życia takim, jakie jest. Staram się pamiętać o tym kim jestem i szanować to, co otrzymałem. Tu w szczególności chciałbym podziękować swoim rodzicom za to, że są i wspierają mnie, jak tylko mogą.

Jakie, Twoim zdaniem, trzeba mieć predyspozycje, by umieć odnaleźć się w świecie sztuki teatralnej?

– Trzeba mieć przede wszystkim twardą d..ę, bo nie raz można się na niej nieźle przejechać. Pokorę w znoszeniu ciężkich momentów. Wielką chęć do pracy i otwartość na drugiego człowieka. Trzeba lubić wyzwania, umieć przerabiać porażki w sukcesy. Dbać o ciało i psyche. Tu mówię o sporcie i potężnym narzędziu, jakim jest przebaczenie. No i odwagę, by realizować swoje wizje, nie zważając na fałszywych doradców, którzy mogą nam w tym przeszkodzić.

Zatrzymałeś się w łódzkim Teatrze Lalek Arlekin. Jak wygląda teatralna codzienność, jak przygotowujesz się do występów?

– Tak, Arlekin to mój domek, w którym pojawiam się o godzinie 8:30, a już o 9:00 zaczynam pracę na scenie. Następnie przerwa, kolejny spektakl i o godzinie 12:00 jestem już po pracy. Jeśli „wchodzę” w kolejną premierę, to wieczorem też czeka mnie próba – od godziny 18:00 do 22:00. Kładę się spać przed 24:00, by być skupionym podczas spektakli następnego dnia.

Co określiłbyś mianem swojego największego sukcesu lub co do tej pory dało Ci największą satysfakcję?

Moim osobistym sukcesem jest przede wszystkim możliwość decydowania o sobie. Co mam na myśli? Od 2 lat nie nadużywam i w ogóle nie piję alkoholu. W artystycznym wymiarze pokazuję innym, że można się oczyścić i doznać przemiany swojego życia. Okazuje się, że na spektakl „Jaki Taki” przyjeżdżają grupy AA, a także DDA! Często po spektaklach widzowie ci, wspominali mi o wielkim ukojeniu, które towarzyszyło im w trakcie oglądania sztuki. Jak mówią, jest to spektakl nie tylko wyjątkowy w swojej wizualnej formie plastycznej, ale także mający niezwykłą wartość terapeutyczną. To wielka radość słyszeć, że czyjeś życie zmienia się pod wpływem twojej sztuki. Po spektaklu nierzadko widzowie przychodzą się przytulić, wypłakać. Tu śmiało mogę powiedzieć, że trud się opłacił. W niedługim czasie wyruszamy w trasę z „Jakim Takim” po Polsce i Europie (bo dostaliśmy wstępne zaproszenia do Szwecji, Danii i Norwegii). Jaki Taki przemówi też niedługo po angielsku. To niezwykłe wyróżnienie dla spektaklu, który zaprezentowany zostanie pod koniec września w ramach III Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Animacji AnimArt w Łodzi. Taki sukces skłonił mnie i Jarka do założenia własnego teatru o wdzięcznej nazwie PUPPETTERRA, w którym to mamy nadzieję tworzyć kolejne spektakle z ważnym dla nas przesłaniem.

Wracasz do rodzinnego miasta? Kiedy myślisz Wodzisław Śląski to w pierwszej kolejności przypomina Ci się…

– Przypomina mi się, że mam przyjaciół, z którymi lubię się spotykać, wyjeżdżać na wycieczki, wygłupiać się, biegać po lasach, chodzić na imprezy, rozmawiać do białego rana. Wodzisław Śląski to miasto, w którym się wychowałem. I każde miejsce przypomina o tym, że SWD to rodowód, którego nie należy się wstydzić, a rodzina to jest siła!!!

Dziękuję za poświęcony czas na rozmowę.

 

źródło: Gazeta Wodzisławska