#tworzyMYwodzisław: Andrzej Paczkowski

Wybrał Pragę, choć sercem wciąż jest w rodzinnym Wodzisławiu Śląskim. Może właśnie ta tęsknota sprawiła, że fabuła kilku jego powieści toczy się w naszym mieście. Andrzej Paczkowski, autor wielu książek i opowiadań, w wieku dziewięciu lat postanowił, że zostanie pisarzem. Jego postanowienie ziściło się 20 lat później.

Akcja jego książek rozgrywa się w Wodzisławiu Śląskim

Jako dziecko w ogóle nie lubił czytać. Literatura w żaden sposób go nie interesowała. Gdy miał dziewięć lat, otrzymał od pani z kiosku, który mieścił się na wodzisławskim rynku, książkę „Demon nocy, 33. tom Sagi o Ludziach Lodu“. - Nie wiem, czy był to mój szczęśliwy dzień, czy też swego rodzaju przekleństwo, ponieważ zapadłem na wieczną chorobę, jaką jest nieustające pragnienie czytania. Zrodził się we mnie narkoman spragniony literatury – mówi Paczkowski. - Wynika z tego że, aby dziecko zaczęło czytać z ochotą, musi trafić na książkę, która je zainteresuje. Lektury w szkole zupełnie mnie nie zajmowały, bo kiedy wszyscy czytali nakazane im na lekcjach książki, ja zakochiwałem się m.in. w Charlotte Bronte i jej mistrzowskich „Dziwnych losach Jane Eyre“ – dodaje z uśmiechem.

Autor debiutował nowelą „Bo moje siostry“, w której bohaterem był pozbawiony sentymentów alkoholik i złodziej. W swoim dorobku ma również takie tytuły, jak m.in. „Melancholia”, „Oko czarownicy”, a także książki, których akcja toczy się w Wodzisławiu Śląskim. „Tajemnica latarni morskiej” opowiada o młodym chłopaku, który zostaje na świecie całkiem sam ze swą złą ciotką Barbarą. Pewnego dnia odkrywa on rodzinną tajemnicę, która doprowadzi go do tajemniczej latarni i świata baśni, o jakim nawet nie marzył. Z kolei w drugiej – „ W grobie ci do twarzy“ występują pewne osoby z kręgu miasta. - Akcję swoich książek coraz częściej przenoszę do Wodzisławia Śląskiego ponieważ uważam, że miasto jest piękne i świetnie nadaje się do powieści. Dobrze mi się również pisze o miejscach, które znam. Chcę również, aby ludzie jak najwięcej się o nim dowiedzieli. Może kiedyś po przeczytaniu mojej książki ktoś przyjedzie do Wodzisławia i zje pyszny obiad w Wiejskiej Chacie, pozwiedza, zakocha się w nim – mówi powieściopisarz.

Ciasta wodzisławianina można zjeść w centrum Pragi

Paczkowski pisze, kiedy jest nieszczęśliwy lub na odwrót, w euforii. Procesowi twórczemu nie sprzyja jednak zmęczenie i mała ilość snu. A przez ostatni rok było to na porządku dziennym. Autor całą swą uwagę poświęcał otwarciu swojej kawiarenki w Pradze. - Po wielu latach spełniłem marzenie i już od roku można zjeść ciasta mojego wyrobu i obiady w centrum miasta. Z tego powodu na cały rok odłożyłem pisanie książek, ponieważ nie miałem na to czasu. Dopiero teraz zaczynam budzić się i tworzyć na nowo – tłumaczy. Potwierdzeniem tych słów jest najnowsza książka „Mały książę powraca“, którą szczerze poleca. Podobnie jak polską klasykę. – Sam już nie wiem, który raz z kolei czytam „Emancypantki“ Bolesława Prusa. Nie ma na świecie lepszej literatury niż nasza własna. Więc kto jeszcze nie zna Emancypantek, musi je przeczytać, tym bardziej, że wyszła teraz w nowej szacie graficznej i jest po prostu piękna – zachęca Paczkowski.

Dlaczego wybrał Czechy? Z początku miał zamieszkać w Krakowie, ale zanim doszło do wyjazdu odwiedził Pragę i zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Do miasta, jedzenia, kultury. - Nie było innego wyjścia niż wrócić tam i po prostu zamieszkać, choć początki były bardzo ciężkie. Mieszkam tam już od 11 lat – wspomina. - Teraz odwiedzam inne kraje i… nie potrafią mnie już zaskoczyć. Praga dała mi wszystko, w jakiś sposób naznaczyła mnie sobą – puentuje pisarz.

Jego wielką pasją jest też gotowanie. Marzy, by napisać własną książkę kucharską. Lubi podróże i polską muzykę. Podczas tegorocznych wakacji zakochał się w Polsce. Zwiedził połowę kraju, a największe wrażenie zrobiły na nim Mazury, magiczne miejsca nad Bałtykiem, oczarowała go wspaniała Warszawa, zaskoczył Białystok z aptekami na każdym kroku. - Polska stała się moją kolejną pasją, podobnie jak poznawanie historii własnego rodzinnego miasta. Jakiś czas temu spędziłem niedzielny poranek nad Balatonem i nie mogłem przestać się zachwycać. Idealne miejsce na przechadzkę, piknik, wypicie kawy z termosu na kocu, wyciszenie się, przeczytanie książki i po prostu na zwykłe oddanie się obserwowaniu przyrody. Pięknie miejsce warte częstego odwiedzania. Jestem wodzisławianinem z krwi i kości, kocham to miasto. Jestem dumny, że mogę być częścią niego – mówi.

źródło: Gazeta Wodzisławska