Wodzisławska Placówka Wsparcia Dziennego Dziupla to miejsce, gdzie całe rodziny mogą spotkać się z ofertą kompleksowej pomocy, w tym asysty rodzinnej. Ta część działalności placówki koncentruje się głównie na nieśnieniu pomocy w wypełnianiu przez rodzinę funkcji opiekuńczo-wychowawczej. Asystent pojawia się w rodzinie, gdzie zdiagnozowane są trudności, a ich powody są bardzo różne. Czasami zdarza się, że jest to problem uzależnienia, czasami to długotrwałe bezrobocie, wielodzietność czy – gorszy moment w życiu rodziny. To wszystko sprawia, że rodzice nie mogą się opiekować dziećmi tak, by zapewnić im dobre warunki rozwoju i dorastania. Potrzebują osoby z zewnątrz. Taką osobą jest asystent, który wspiera, nie skreśla rodziców, ani też ich nie ocenia. -Decyzja o skorzystaniu z pomocy asystenta w moim przypadku była dobrowolna, konsultowałam ją z partnerem. Początkowo towarzyszyły nam obawy, że ktoś obcy będzie przychodził do domu i nas oceniał. Monitorował czy sprawdzał lodówkę. Baliśmy się, że konsekwencje takiej decyzji mogą być różne, ale szybko okazało się, że obawy są bezpodstawne – mówi pani Sandra, 31-letnia matka. – Zrozumieliśmy, że to był właściwy krok. Wzajemnie się zaakceptowaliśmy – dodaje. Po pomoc asystenta pani Sandra zwróciła się, gdy partner sądownie chciał pozbawić jej praw rodzicielskich. Szukała opcji pomocy dla siebie i swojej rodziny, by do tego nie doszło. – Pierwszy raz zagroził, że odbierze mi córkę po mojej próbie samobójczej. Na początku czułam wrogość do partnera, nie rozumiałam, jak mógł posunąć się do czegoś takiego, ale z drugiej strony popatrzyłam na siebie – zrozumiałam, że też nie byłam lepsza. Nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać i stopniowo, małymi krokami rozwiązywać problemy. Motywacją do tego była przede wszystkim miłość do córki. W tym wszystkim wspierał nas asystent rodziny- podkreśla.
Podjąć wyzwanie
Nad poprawą relacji wspólnie rodzina i asystent pracowali dwa lata. – Była osobą, której mogłam się wyżalić i opowiedzieć o wszystkim, o każdym najgorszym problemie. Nie bałam się jej zaufać. Wiedziała o wszystkim i dlatego też mogła mi pomóc. Nie straciłam córki, pomogła mi w kwestii finansowej, poprawiły się relacje między mną, a partnerem. Zaczęło się między nami układać. I do dziś jest w porządku. Z tych spotkań wniknęło wiele dobrego. Czuję, że córka jest ze mnie dumna, że mnie kocha – mówi z satysfakcją Sandra.
Jak dochodzi się do sukcesu? Jak układa się współpraca? – Trzeba stawiać granice i trzymać się ustaleń kontraktowych. Kontrakt to spis reguł, tego do czego zobowiązany jest asystent i rodzina. Tworzymy też plan pracy i wyznaczamy cele, które chcemy osiągnąć – wyjaśnia Katarzyna Majzer, asystentka. – Plan pracy ustalany jest co trzy lub co sześć miesięcy. Po jego zakończeniu weryfikujemy wspólnie z rodziną co udało się zrobić, a nad czym warto jeszcze popracować – dopowiada.
W czym asystent może być pomocny? Wiele zależy od problemów, z jakimi wraz z rodziną stara się zmierzyć. – Nauczyłam się asertywności, otwartości na ludzi, systematyczności, motywacji do działania. Za każdym razem, jak asystent do mnie przychodził, wiedziałam, że muszę się zorganizować, ugotować obiad, posprzątać. Narzucałam sobie małe cele realizowałam je – wspomina pani Sandra. – Jestem osobą chorą na schizofrenię, dzięki asystentowi stałam się bardziej zorganizowana. Z motywacją do działania. To też zauważył mój partner. Stawaliśmy się lepsi dla siebie. Partner też chciał uczestniczyć w spotkaniach z asystentem. Dziś czuję się dużo silniejsza, jestem pełna energii i z każdym dniem mówię sobie, że będzie lepiej. Pracuję, rozwijam się – dopowiada.
Otwartość i współpraca
Wiele wodzisławskich rodzin otwartych jest na taką współpracę. Angażują się, realizują krok po kroku wszystkie zadania określone w głównym planie pracy. Asystent tylko im towarzyszy, niczego nie narzuca, nie daje „mądrych rad”. To osoba, która ma określone predyspozycje, co niezmiernie istotne – potrafi słuchać. Rodziny same muszą nazwać problemy, które chcą wyeliminować ze swojego życia. Czasami praca trwa kilka miesięcy, czasami są to lata, ale zawsze warto wierzyć, że uda osiągnąć się stabilizację na tyle, że obecność asystenta nie będzie już potrzebna.
– Taką pomoc polecilibyśmy wszystkim rodzinom, które borykają się z problemami. Asystent rodziny pomaga się podnieść, ale tylko tym, którzy tego chcą. On za nas niczego nie zmieni. Sami musimy chcieć tej zmiany. Trzeba wziąć się w garść. Jak ktoś nie chce się zmienić, a asystenta bierze dla przykrywki to, to nie ma sensu. To oszukiwanie samego siebie – mówi zdecydowanie pan Sebastian i doskonale wie, że to prawda. Wraz ze swoją partnerką Marzeną, by odzyskać syna potrafili zmienić swe życie diametralnie. Oboje nadużywali alkoholu, pojawiały się kłótnie, interwencje policji i izba wytrzeźwień, aż w końcu odebrano im prawo do opieki nad synem. Musieli sięgnąć dna, by znaleźć siłę na walkę o siebie. – Gdy po powrocie do domu zastaliśmy puste łóżeczko nie mogliśmy się z tego podnieść, piliśmy jeszcze przez pół roku. To nas przerosło – opowiada pani Marzena. – Mimo to złożyłam wniosek o asystę. Spotkania rozpoczęły się w czerwcu, a do października nie radziliśmy sobie z nałogiem, więc początkowo nasze relacje były bardzo trudne. Na szczęście asystent nas nie oceniał, tylko motywował – dodaje. Takie spotkania trwały dwa lata. Asystent z czasem stał się przyjacielem, osobą bardzo bliską, tym bardziej, że pani Marzena i pan Sebastian nie utrzymywali już kontaktów z najbliższą sobie rodziną. – By odzyskać dziecko zmieniliśmy swoje życie o 180 stopni. Musiałem nauczyć się żyć bez alkoholu. Piłem około dziesięciu lat i to dziennie. Teraz nie piję, wszystko było dla mnie nowe. Jakbym się cofnął kilka lat i ktoś by mi powiedział, że się pozbieram, to bym go wyśmiał. Bo wcześniej jak znajdywałem pracę to tylko na chwilę, zanosiłem do lombardu rzeczy, a teraz je kupuję. Zaczęliśmy wszystko od zera, wszystko teraz jest nasze – mamy nowe życie. Znalazłem pracę, nowe mieszkanie, radzimy sobie – podkreśla z zadowoleniem. – Musieliśmy stracić dziecko, by się zmienić. Zrozumieliśmy to w ostatniej chwili. Z perspektywy czasu uważam, że dobrze się stało. Mogło być rożnie, mogłam pijąc zrobić nieumyślnie krzywdę dziecku, więc…tak na to patrząc, dobrze że się zmotywowaliśmy. Jak zabrano nam dziecko to było małe. Spało, jadło, przewijało się go i tyle. Jak do nas wrócił to miał prawie trzy latka. Zderzyliśmy się z zupełnie nową rzeczywistością, uczyliśmy się wszystkiego od nowa, tego jak o niego dbać, jak do niego mówić i radzimy sobie – mówi wzruszona matka, aktualnie dwójki synów.
Budowanie nowego
Asystent rodziny jest od pomocy nie od nadzoru. Pomaga budować wiarę w siebie i pokazuje, że z każdego problemu da się wyjść. Dziupla zatrudnia asystentów – aktualnie w takiej roli pracuje w placówce dziewięć osób – różnych pod względem płci i wieku, specjalizacji, w trosce o to, by sprostać wszystkim oczekiwaniom. Nie ma jednego szablonu na dobrego asystenta. To praca wieloetapowa i wymagająca czasu. Sporo rodzin osiąga cele, jakie sobie stawia na drodze do ustabilizowania sytuacji rodzinnej przy jego wsparciu. – Nie idę do rodzin z jakimś nastawieniem. I szczerze mówiąc, jakbym dała wiarę w to, co inni mówią, to niektórych musiałabym skreślić już na wstępie – mówi asystentka Iwona Stużyńska. – W przypadku pani Marzeny i pana Sebastiana mówiono, że to nie ma sensu, że są uzależnieni, że dziecku u rodziców nie będzie dobrze. Jednak, jak ich poznałam, to czułam, że mają potencjał i tego się uchwyciłam. To była też lekcja dla mnie, dzięki której wiele się nauczyłam. – zaznacza. – Nigdy nie jest tak, że to jest koniec, trzeba dawać szansę ludziom, nawet jak się wydaje, że jest beznadziejnie. A w tym przypadku tak na początku było. Półroczny plan, jaki mieliśmy do zrealizowania udało się wypracować, skrupulatnie dążyliśmy do wyznaczonego celu. Jestem z nich dumna. Obracali się w środowisku, w którym się piło i potrafili się z tego wyrwać. Tworzą w tej chwili rodzinę dobrą dla swoich dzieci, co wymagało ogromnej pracy. Jeśli ma się motywację, to jest szansa, by z trudnej sytuacji wyjść, wtedy asystent może pomóc i nakierować. Jak ktoś nie chce, to nawet kilku świetnych asystentów nie jest w stanie nic zdziałać. To rodzina pracuje, asystent wspiera– mówi zdecydowanie.
O tym, jak głęboki sens ma walka o swoje życie i przyszłość doskonale wiedzą małżeństwo Joanna i Adam. Dziś, jak zgodnie potwierdzają, mogą chodzić z podniesioną głową. Walka zakończyła się sukcesem. Współpracę z asystentem zakończyli trzy lata temu. Teraz w pełni czerpią radość z codzienności, z opieki nad wnukiem, córkami, korzystają z uroków życia. – Było naprawdę źle. Nie chciałem z pracy do domu przychodzić, bo wiedziałem, że żona będzie już pijana. Trwanie naszego małżeństwa było pod znakiem zapytania – mówi pan Adam.
Szczerość nade wszystko
– Pieniądze jakie miałam wydawałam na alkohol, sprzedawałam pamiątki dzieci, żeby tylko się napić. Byłam agresywna, miałam założoną Niebieską Kartę…dla kobiety to wstyd. Ale teraz chodzę z podniesioną głową. Znajomi patrzą na mnie inaczej, a kiedyś nie rozmawiali ze mną, nawet rodzina męża nie chciała mnie widzieć. Odkąd nie piję, relacje udało się odbudować – dopowiada pani Joanna. Dzięki wsparciu asystenta rodziny podjęła decyzję o rozpoczęciu terapii na oddziale zamkniętym. Córka w tym czasie znalazła się pod opieką zaprzyjaźnionej rodziny, a to dlatego, że pan Adam w tym czasie, kiedy zapadła decyzja o leczeniu, miał poważny wypadek i o życie walczył w szpitalu. – Tak się stało, że praktycznie w tym samym momencie zdecydowaliśmy już nie sięgać po alkohol, bo wypadek też miałem będą pod jego wpływem. To sprawiło, że razem zaczęliśmy się mobilizować – mówi małżonek. Ta mobilizacja zaowocowała zmianą w dobrym kierunku. Jak podkreśla pani Joanna, dzięki terapii musiała nauczyć się szczerości i wyrzucić z siebie prawdę, po to, by samej sobie ją uświadomić. By przekonanie do zmiany ugruntować w sobie bardzo mocno.
– Terapeuci potrafili mnie wzmocnić, a asystent skutecznie zachęcił do podjęcia leczenie. To był mój anioł stróż. Jestem przekonana, że gdyby nie ich pomoc, gdybym nie trafiła na odwyk, piłabym dalej. Pewnie nie miałabym już dzieci pod swoją opieką i może mieszkałabym pod mostem. Co nie oznacza, że w tej chwili nie płacę za swoje błędy. Konsekwencje ciągną się do dzisiaj – szczerze opowiada wodzisławianka i dodaje, że do zwrócenia się o pomoc zachęca swoich znajomych, którzy jak spotykają ją na ulicy, nie chcą uwierzyć, że ona sama na taki krok się zdecydowała. I, że tak doskonale teraz wygląda.
– Pamiętam jak na początku przychodziłam do państwa, to ich dzieci były przestraszone. Raz musiały uciekać z domu, bo rozpętała się awantura, dochodziło do rękoczynów. A jak już oboje utrzymywali trzeźwość to zmiana była niesamowita – córki były uśmiechnięte, szczęśliwe. To po ich zachowaniu widziałam, że rodzice nie piją. Mogłam obserwować zmianę, jak pani na początku nie troszczyła się o swoje dzieci, nie była zainteresowana życiem córek, a dziś jest świetną mamą i babcią – dodaje asystentka rodziny z Dziupli.
Wodzisławska Placówka Wsparcia Dziennego Dziupla otwiera drzwi dla rodzin w trudniejszej sytuacji życiowej. Ich mądrość polega na tym, że potrafią poprosić o pomoc. W pracy nad sobą nie mamy idealnych rozwiązań, dlatego tak ważne i sensowne jest wsparcie osoby z zewnątrz, która z dystansu widzi inaczej, widzi więcej. Nie w każdym przypadku taka wspólna walka – rodziny i asystenta – kończy się pomyślnie. Ale to nie oznacza, że nie warto próbować. Powyższe przykłady świadczą o tym dobitnie. A szczerość rozmówców, być może stanie się zachętą dla innych, początkiem czegoś dobrego. Rodziny szukające pomocy znajdą ją w wodzisławskiej Dziupli – dziupla@wodzislaw-slaski.pl, pod numerem 32 456 43 64. Do skorzystania z tej formy pomocy kieruje Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, kontaktu można szukać pod adresem – kancelaria@mops.wodzislaw-slaski.pl i tel. 32 455 62 00.
źródło: Gazeta Wodzisławska